Moje wymarzone wakacje z synem - niestety zakonczyly sie niemal tragicznie,ale zaczynam od poczatku.
Podroz minela spokojnie,nie bylo problemow z kangurami na drodze /choc bylo ich sporo potraconych na poboczu/,tylko male kroliki biegaly jak opetane. Na miejsce przybylismy okolo 7 rano.Zjedlismy sniadanie na plazy muszelkowej i ruszylismy do Monkey Mia - miejsca naszego obozowania.
Rozbicie obozu zajelo nam cale przedpoludnie,ale Wigilie spedzilismy w restauracji zajadajac sie owocami morza i wspominajac uszka i barszczyk. Deser byl juz na campingu, wino ,piwko i sama radosc,ze jestesmy w tak pieknym,choc upalnym miejscu..
Do czwartku wieczorem bylo bardzo wakacyjnie relaksujaco. Plywanie,wedkowanie, szukanie ciekawych miejsc, no i chowanie sie przed sloncem. Ja bylam w 7 niebie z moim aparatem. Zrobilam setki zdjec - bede zamiszczac tematycznie. Bylo baaardzo cieplutko, temperatura siegala powyzej 40 st.C, a raz bylo 46. Plywalismu tylko bardzo rano i po zachodzie slonca. Delfiny wyprowadzily sie z zatoki,bo opanowaly ja rekiny.Zobaczylam je dopiero w Sylwestra rano. Moj syn z przyjacielem wieczorami wedkowali. Stojac po kolana w wodzie lapali ryby i male rekiny.Jeden taki maly rekin mojego wsrostu zywil nas przez trzy dni. ( 6 osob ). Tak,tak mieso z rekina jest jadalne i bardzo smaczne, nie pachnie ryba. Chlopcy lapali tylko tyle ile moglismy zjesc ,reszte wypuszczali. Zapas sie skonczyl i postanowili zlowic nastepnego rekina, zlapali i po wyciagnieciu na piach moj syn dobijajac go okalaczel sie . Pekla raczka w nozu i reka przejechala po ostrzu przecinajac cztery palce do kosci /sciegna nerwy i naczynia krwionosne/ Samolot ratynkowy zabral go do Perth . Syn odlecial, a ja mama zostalam aby zwijac oboz i przyprowadzic nasze auto do domu. Przyjaciel syna udzielil mi lekcji jazdy manualem /bo ja juz ponad 15 lat na automacie/.Sama nie wim jak ja przejechalam ta trase,ale jestem z siebie dumna . Przejechalam ponad 900 km w 10,5 godzin. Dopiero jak wysiadlam pod domem to moje nogi ugiely sie ,a rece byly bardzo czerwone.
Nowy Rok przywitalam z rodzenstwem. Syna odebralam ze szpitala w niedziele. Latali go przez 10 godzin.Tutaj nikogo nie trzymaja dlugo w szpitaly, teraz ja mam szpital . Kochane dziewczyny,wiecie jak jest z chlopem w domu jak go boli / a mojego baaaardzo boli/. Maly chlopiec maly klopot - moj 34 lata. W rodzinie nazywamy go terminatorem, nadaje sie do ksiegi rekordow. Musze go potrzymac do zagojenia ran,a sa ogromne,bo lekarze porozcinali prawie kazdy paluch z boku, aby polapac sciegna.
Jedyny pozytek z tego, to to ,ze nie bedzie szalal na motorze,co przyprawia mnie o zawal serca.
To tyle jesli chodzi o moje wakacje,ale mysle, ze nie ma zlego co by na dobre nie wyszlo.
Nastepne wpisy to juz sama radosc i piekne miejsca.
Całe szczęście,że mimo wszystko skończyło się dobrze. Brawo 900km w 10,5godzin! dobry wynik :) czekam na następne wpisy baaaardzo niecierpliwie,aha zdrówka dla syna, jest prawie w wieku mojego męża (mąż w tym roku 33) i wiem, jak to bywa, jak mężczyzna jest chory ;)
OdpowiedzUsuńU nas to ja chorowałam w święta i na nowo w Nowy Rok,ale już jest lepiej. Pozdrawiam i Szczęśliwego Nowego 2012 Roku :)
miałaś faktycznie przygody mrożące krew w żyłach, tym bardziej, że jesteś mamą,
OdpowiedzUsuńale cieszę się, wszystko dobrze się skończyło i że już jesteś ;)
W Nowym Roku tego co dobre Ci życzę !
Zeczywiscie stresujacy koniec roku. Mam nadzieje, ze szybka interwencja medyczna zaowocuje calkowitym zagojeniem i funkcjonalnoscia reki.
OdpowiedzUsuńJa tez jestem na etapie przypominania sobie jezdzenia manualem, bo nawet w Polsce mam automat, ale drugi samochod w rodzine to manual i powinnam nim umiec jezdzic na tzw. "wsiakij sluczaj".
Oj ,no to współczuję bardzo! Ale dobrze,że wszystko jest na dobrej drodze i ręka się goi.
OdpowiedzUsuńZdrówka dla syna!
Pozdrawiam
Wszystkiego NAJ w Nowym Roku!
Mam nadzieję,że po zagojeniu się ran i rehabilitacji ręka synia będzie w pełni sprawna.
OdpowiedzUsuńWspaniałe fotki ze świąt:) przywołałaś mi wspomnienie naszych świąt w buszu nad Lake Bolak ;) Ja też jeżdze automatem ale męzuś manualem więc czasem jadę jego,ale pierwsza chwila żeby się "przestawić" najważniejsza...jestem z Ciebie dumna że dałaś radę tyle kilometrów w stresie myśląc co dalej z synem... Pozdrawiam Cię bardzo serdecznie :))) Beata